Kiedy, o Jerzy, płonie na twym czole
Ta iskra bogów, co z serca wybucha,
Ale zarazem wszystkie życia bole
Zdają się ciężyć skrzydłom twego ducha,
Gdy czasem smutek, jakby cień cmentarzy,
Przemyka nagle po twej jasnej twarzy
I w głębi oka złaman słońca promień
Lśni czarno, dziko, jak złowieszczy płomień,
Ja śnię, że postać twa już dziwnie biała
W przepaść zstępuje i znika mi cała,
Podobna nigdy niepowrotnej fali,
Podobna kwiatom, co przed czasem giną,
I meteorom, co błysną i miną,
I chmurom owym, co nikną w oddali!
Wtedy, o Jerzy, chwytam cię w ramiona,
Rad bym cię przykuć do miejsca ramieniem
I chciałbym duszę wyrwać z mego łona,
By cię nią spętać jak złotym pierścieniem.
O, zostań ze mną na tej słońca ziemi,
Aż myśl się twoja w tysiąc ziarn rozpleni
I duch twój, dotąd ubran w duchów bieli,
Ściemni, stwardnieje i w dzieło się wcieli.
Czemu ode mnie rwiesz się w kraj daleki?
.:: top ::.
Copyright krasinski.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska współpraca • autorzy • kontakt