Zobacz nowe serwisy Kulturalnej Polski!
Streszczenia, opracowania lektur

***

Zygmunt Krasiński


I
- Otwórz!...
- Daremnie dobijasz się do bram naszych - odparł żołnierz, stojący z łukiem i kopią na straży przy murach gozdawskiego zamku, młodemu rycerzowi, który, całkowitą zbroją okryty, stał na wałach zamek okrążających.
Promienie jesiennego słońca odbijały się w jaskrawym blasku od hełmu osłaniającego głowę rycerza. Stalowa przyłbica nie kryła pięknej twarzy, smutkiem za wcześnie ocienionej, a oczy, całym ogniem młodości iskrzące się, rzucały spojrzenia, które by wyobraźnia poety mogła przyrównać do promieni przez połysk słońca pancerzowi wydartych. Usłyszawszy słowa strażnika, zmarszczył brwi młodzieniec i zaczerwienił się na licach. Sięgnął nawet ręką po długi pałasz, lecz niepodobieństwo skarcenia żołnierza, o kilkadziesiąt łokci nad nim wyżej stojącego, wstrzymało zapał i gniewnym tylko zapytał się głosem:
- I czemuż to nie wolno wchodzić w podwoje Johanny z Gozdawy?
- Bo się spodziewamy przybycia potężnego Masława! - odrzekł żołnierz - i te bramy dla niego tylko dzisiaj się otworzą!
- Bodajby przepadł Masław i w proch rozleciały się te mury! - krzyknął młodzieniec, powolnym odchodząc krokiem, i już siadał na konia, do drzewa w pobliskości przywiązanego, kiedy zza krzaków ukazał się człowiek dziwnej i odrażającej postaci. Na pierwszy rzut oka można było rozpoznać w nim karła; twarz poorana zmarszczkami nic zgadzała się z dziecinnym wzrostem; nos spłaszczony nachylał się nad szerokimi jego ustami, dzikim uśmiechem ożywionymi, a oczy wyrodka ludzkości wyrażały nikczemność, czarnym tylko duszom właściwą. Znać było, że go gniew jakiś dojmował, bo żyły, na niskim ciągnące się czole, wzdęły się niezwyczajnie, a lica nabrzmiały. Ubiór dziwaczniejszyni był jeszcze od postaci; miał na sobie lisie futro, czarnym aksamitem w czerwone paski powleczone; przy boku błyskał sztylet, który porównywając z wzrostem karła, za dość wielką szablę wziąść by można było. Nad głową wznosiła się żółta czapka, dzwonkami srebrnymi opatrzona, które donosiły wcześnie o jego przybyciu brzmieniem podobnym do dźwięku grzechotnika, w dzikich Afryki pustyniach zamieszkałego. Zjawienie się karła wstrzymało kroki rycerza i powitał go natychmiast, bo się od dawna już znali.
- Otóż znalazłem mściciela! - krzyknął mały człowiek, ale zaraz, przybrawszy poważną postawę, zapytał cichszym głosem: - A cóż tu porabiasz, Jordanie z Bordan?
- Nie mam ci odpowiedzi, mój Gondo, na to zapytanie - rzekł rycerz. - Wiesz przecież, że w tych murach mieszka luba serwu mojemu Zbisława z Czernic.
- Ho! ho! ho! luba sercu twojemu nie wiem gdzie dziś nocować już będzie, mój waleczny rycerzu!
- Co mówisz, przeklęta poczwaro? - zawołał Jordan, ściskając silną prawicą gardło Gondy; ale wnet uczuł zatapiające się w ramionach ostre karła paznokcie i zdziwiony nadzwyczajną mocą tak małej istoty, puścił go natychmiast.

strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 -  - 7 -  - 8 - 


Drukuj  Wersja do druku     Wylij  Wyślij znajomemu


Komentarze
artykuł / utwór: ***




Dodaj komentarz


Imię:
E-mail:
Tytuł:
Komentarz:
 






Menu:

Cytaty, sentencje

Linki:
Adam Mickiewicz
Adam Asnyk
Jan Kasprowicz
Ania z Zielonego Wzgórza
Nie-Boska komedia
Gloria victis



   





.:: top ::.
Copyright krasinski.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska
współpracaautorzykontakt